Tytuł: Jutro 2 - W
pułapce nocy
Tytuł oryginalny:
The Dead of the Night
Seria: Jutro
Autor: John Marsden
Tłumaczenie: Anna
Gralak
Liczba stron:
269
Wydawnictwo: Znak
Czasami po prostu trzeba być odważnym. Trzeba być silnym. Czasami nie można ulegać czarnym myślom. Trzeba pokonać te diabły, które wpychają się do twojej głowy i próbują wzbudzić paniczny strach. Przesz naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofniesz, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszysz przed siebie, szybko nadrobisz zaległości.
Jestem
bardzo przywiązana do serii Jutro,
mimo że dopiero skończyłam czytać drugi tom. Gdy zastanawiałam
się nad tym dłużej, doszłam do wniosku, że wpływ na mój
stosunek do książek Marsdena ma historia naszego kraju. Podczas
wojny my Polacy byliśmy zdecydowani pomóc ludziom, którzy nie
radzili sobie z walką z wrogiem na prawie każdym zakątku świata,
lecz kiedy my potrzebowaliśmy wsparcia, zostaliśmy sami. „Tak
zazwyczaj bywa; Polacy tacy już są - pomagają wszystkim - ale
kiedy my potrzebujemy pomocy, wszyscy się od nas odwracają” - tak
mniej więcej mówiła pani profesor na lekcjach historii.
To boli. Ta świadomość osamotnienia, bezsilności i rozpaczy. Że
nikt nie poda ci pomocnej dłoni, kiedy najbardziej się tego
potrzebujesz. Że bezradnie patrzysz, jak wróg niszczy wszystko, co
kochałeś i nie możesz go powstrzymać.
Mam na imię Ellie. Coś wam opowiem.To były nasze najlepsze wakacje. Ale po powrocie zastaliśmy coś, co na zawsze zmieniło nasze życie. Jeszcze nigdy nie mieliśmy takich kłopotów.Na początku było na ośmioro, teraz została szóstka. Nie wiemy, co się dzieje z dwójką naszych najlepszych przyjaciół. Umieramy ze strachu i bardzo za nimi tęsknimy. I dlatego, chociaż to niebezpieczne, a nasz plan nie jest idealny, spróbujemy ich odbić, nawet jeśli nie mamy pojęcia, co przyniesie jutro.A ja? Chyba się zakochałam. Nie wiem, czy to najlepszy czas na takie rzeczy.
W
drugiej części Jutro
bohaterowie biorą udział w większej liczbie akcji, do których
sami opracowują plany. To należy podkreślić – nie mają żadnego
doświadczenia w tego typu walkach, są nastolatkami, które jeszcze
dwa miesiące temu chodziły do szkoły, a mimo to z powodzeniem
kilka razy udaje im się przeprowadzić akcje, które faktycznie
znacznie
utrudniają życie wrogowi (podkreślając wyraz znacznie, miałam na
myśli pożal się Boże Bohaterów Harveya).
Na wojnie nie da się uniknąć ofiar. Ellie i jej przyjaciele
stracili Kevina i Corrie – Kev zobowiązał się zawieść swoją
ciężko ranną dziewczynę do szpitala i słuch o nich zaginął.
Lecz wojna wymaga również zabijania. Ellie, Lee, Homer, Fi i Robyn
byli zmuszeni do atakowania żołnierzy przeciwnika może nie w
sposób bezpośredni twarzą w twarz, bo w takim wypadku bez
profesjonalniej broni nie mieli by szans, ale byli zmuszeni np. dobić
rannego wroga. Nie znam osoby, która z zimną krwią byłaby w
stanie dobić umierającego człowieka, który miał jakieś szanse
na przeżycie, w czasie pokoju. Ale na wojnie obowiązują inne
zasady, to brutalne i trudno mi tak pisać, ale czasami konieczne,
aby uratować własne życie.
Podziwiam
bohaterów Jutra
za
wszystko. Potrzeba wielkiej odwagi, aby przeprowadzać takie akcje
jak oni bez profesjonalnego sprzętu i doświadczenia. Przecież
równie dobrze mogli zaszyć się w Piekle i czekać na koniec
inwazji, nie wytykając nosa poza las. Ale oni postanowili walczyć
dla swoich rodzin i innych obywateli Australii, którzy trafili do
niewoli, ryzykując własnym życiem.
Moim zdaniem dobrze opisane są uczucia bohaterów a zwłaszcza Ellie
– bo to z jej perspektywy opisywana jest akcja utworu. Autor
przedstawił uczucia Ellie w sposób wiarygodny (przepraszam, ale
trudno było mi znaleźć lepsze słowo o podobnym znaczeniu) i
trzymał się tej wersji – wiem, trochę nie wiadomo, o chodzi, już
tłumaczę. Ellie zmuszona była przystawić lufę pistoletu do głowy
wrogiego żołnierza i pociągnąć za spust. To nie jest łatwe i
ona też się przed tym wzbraniała, jednak musiała zabić. Potem
przez wiele tygodni zmagała się z „cieniem”, który ją
prześladował i ciągle przypominał o tym, co zrobiła. Ellie
również bała się Lee, mimo że go kochała, po tym jak z zimną
krwią wbił ostry przedmiot w serce żołnierza – wyglądało to,
jakby zrobił to przez przypadek – stracił równowagę i upadł,
ale on zabił z premedytacją, jego ruch był wykonany świadomie.
W
recenzji pierwszej części Jutra
zapomniałam wspomnieć o ważnym aspekcie od strony technicznej.
Bardzo przyjemnie czyta się książkę ze względu na żółte –
nie śnieżnobiałe – strony. Oczy się tak nie męczą, dzięki
czemu można czytać, ile dusza zapragnie bez konieczności robienia
przerwy na odpoczynek dla oczu. Książka nie jest zbyt gruba – ok.
270 stron - i jakby dopasowana swoim rozmiarem do dłoni czytelnika
przez co – przynajmniej mi – trudno było zostawić ją w
spokoju. Nawet zamkniętą miło trzymać w dłoni.
Jutro
2 – W pułapce nocy
jak najbardziej polecam każdemu bez względu na wiek. Ja już nie
mogę doczekać się kolejnej części.
[Ps. Och, Lee, czy ty musisz być taki cudowny?]
Uwielbiałam ją w gimnazjum. Teraz jest mi obojętna. Ale mimo to miło się nia nią zerka na półce. :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa lektura, po którą chce się sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://recenzjewojtka.blogspot.com/
Szczerze polecam :-)
UsuńZa każdym razem, kiedy wchodzę do szkolnej biblioteki widzę tę serię nawet parę razy miałam już pierwszą część w ręce. Muszę po nią sięgnąć!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://isareadsbooks.blogspot.com
Szczęściara! Ja w mojej szkolnej nie mam jutra! :D
UsuńJa już przeczytałam całą serię ;) Najpierw kupiłam bo byla okazja 75 zł z przesyłką za całość, ale dobrze że mi sie podobała. Inna niż ksiązki które czytałam ;)
OdpowiedzUsuńo, to faktycznie trafiłaś na okazję. zazdroszczę :)
UsuńO matko. Trafiłaś w mój czuły punkt. Trochę sobie pośmigałam na tym blogu i masz ciekawe pozycje, ale ta seria jest ostatnio jedną z moich ulubionych, chociaż sama do końca nie wiem dlaczego. Przeczytałam całość, ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że to może być podobne do historii Polski. Pewnie dlatego, że mam już za sobą serię "Gone" i bardziej skupiałam się na porównywaniu tych dwóch książek (Swoją drogą "Gone" tez polecam jeśli jeszcze nie czytałaś).
OdpowiedzUsuńMnie osobiście uwiodło to, że to są bardzo młodzi ludzie, którzy tak wiele potrafią i tak wiele są w stanie wykombinować. Odwaga, męstwo? Jasne, ale mnie poraża ich dojrzałość i umiejętności, które mają. Wiem, wiem. To wykreowani bohaterowie, ale i tak mi imponują w pewien sposób. Co do tej fascynacji Lee to faktycznie, na początku ja również mu uległam, poddałam się całkowicie. Z biegiem czasu jednak trochę męczy, trochę znika z pola widzenia, przynajmniej jak dla mnie, ale przed Tobą jeszcze tyle części, że nie mogę nic więcej powiedzieć.
Mi osobiście nie podobała się wielkość książki i pisanie od początku katki do samego końca. Straszne to było dla mnie niewygodne, ale faktycznie faktura kartek idealna do długiego czytania. Jedną książkę pochłaniałam w dwa dni, a ja wolno czytam (tylko jak już zacznę to czytam od deski do deski, bez przerwy:):):))
Fajnie tutaj jest, więc będę wpadała częściej.
Zapraszam do siebie na opowiadania, a jeśli lubisz coś innego to na #DziennikarskiPiątek
Pozdrawiam!:)
somethingdiffernet-imagine.blogspot.com
Ojej, na początku chciałabym Ci podziękować za tak wyczerpujący komentarz :)
UsuńTego bloga prowadzę krótko i mało jest tutaj książek, ale z czasem będzie się to sukcesywnie zmieniać - na lepsze. (I hope)
Nie, seria Gone jeszcze przede mną. :)
Marsden świetnie wykreował bohaterów. Każdy jest taki.. ludzki? Każdy ma swoje wady, zalety, mocne i silne strony, ale najbardziej imponuje mi to, że - jak to ładnie nazwałaś - są tacy dojrzali.
Ja też czytam powoli :) Bo jak coś robić to z sensem a nie na "odwal". A możesz rozwinąć swoją myśl "pisanie od początku katki do samego końca"? Co miałaś konkretnie na myśli?
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję :)